Rejs "Gdańskiej Szkoły pod Żaglami" na Spitsbergen zakończony (sukcesem). Załoga pod czterech tygodniach wróciła do domów. Przepłynęliśmy 2500 mil morskich. Odwiedziliśmy m.in. Bergen, Lofoty, Wyspę Niedźwiedzią, Hornsund, Ny-Alesund i Longyerbyen. Widzieliśmy delfiny, kawałki wielorybów (żywych), maskonury, alczyki, lodowce, growlery, prekambryjskie skały i wiele innych cudów przyrody. Przeżyliśmy niesamowitą przygodę, poznaliśmy wspaniałych ludzi...
No to spróbujmy to jakoś podsumować, choć łatwo (i krótko) nie będzie 🙂 Już gdański początek, pożegnanie, w asyście orkiestry reprezentacyjnej Morskiego Oddziału Straży Granicznej, z udziałem władz Miasta Gdańska i Województwa Pomorskiego, był niecodzienny i dawał poczucie wyjątkowości. A potem to już „tylko” działo się i działo 🙂 Przygody nie zawsze są tylko pomyślne – jak to w życiu. Na sam początek dopadła nas niemiła niespodzianka – ostateczna awaria płyty gazowej. A jak tu wypływać w rejs bez tak ważnego wyposażenia kambuza, pozwalającego wyżywić 25 głodnych żeglarzy? ;):) Rejs zaczął się od wizyty w Ustce, a potem transportem lądowym w Słupsku, by znaleźć nową kuchenkę. A uwierzcie, nie jest to łatwe zadanie, bo ten statek jest „szyty” na miarę i aby cokolwiek w nim wymienić, trzeba uwzględnić wiele czynników i dopasować się do istniejącej konstrukcji i specyfiki użytkowania. Ale mieliśmy szczęście i odpowiednia płyta gazowa, na wymiar i z uwzględnieniem naszej kuchennej „huśtawki”, znalazła się w Słupsku. Ufff… 🙂 Dalej już żeglowaliśmy bez technicznych problemów. Odwiedziliśmy Sassnitz i piękne wapienne klify. Uczestnicy rejsu stawali się z dnia na dzień coraz bardziej zgraną załogą, doświadczoną o prowadzenie nawigacji, stawianie żagli, przygotowywanie posiłków i chorobę morską 😉 Potem niekorzystne prognozy pogody uniemożliwiły nam planowaną wcześniej żeglugę przez Cieśniny Duńskie i zmusiły do przeprawy przez Kanał Kiloński. Ale zyskaliśmy na czasie 🙂
I tak osiągnęliśmy pierwszy planowany port – Bergen, gdzie atrakcją był romantyczny spacer po Bryggen. Dalej droga prowadziła przez urokliwe norweskie fiordy, a po wyjściu na pełne morze i 5 dniach efektywnej żeglugi ze zgraną już załogą, w stronę Lofotów. Po drodze przekroczyliśmy koło podbiegunowe północne, a wokół nas nastał dzień polarny 🙂 Kierownik Szkoły Piotr Królak relacjonował wówczas:
Stoimy w Reine na Lofotach. Jest pięknie! Granitowe skały, mające ponad 3 miliardy lat (jedne z najstarszych na świecie), górują nad nami, a nisko zawieszone chmury dodają dramaturgii. Jutro wycieczka na pobliską górkę, a dziś chillout po 5 dniach żeglugi.
I dalej:
Szczyt Reinebringen zdobyty! 1978 kamiennych schodów plus krótkie, acz strome podejście i… jesteśmy w krajobrazowym raju.
Dużo relacji w różnych medialnych formach, pojawiło się na Facebook’u oraz stronie Fundacji „Nauka, To lubię”, gdzie dr Tomasz Rożek opowiadał wiele ciekawostek o Lofotach i nie tylko.
Ale na nas czekał przecież archipelag Svalbard i jego największa wyspa – Spitsbergen. Po drodze, w ostatnim większym porcie kontynentalnej Norwegii, Tromso, zrobiliśmy zakupy wszelkich potrzebnych produktów i mediów na dalszą drogę (paliwo do silników, woda, gaz, zakupy spożywcze).
Po drodze była jeszcze Wyspa Niedźwiedzia – zaplanowany w trakcie rejsu dodatkowy, dziewiczy i urokliwy przystanek w naszej podróży. Piotr Królak relacjonował:
Wylądowaliśmy na Bjørnøya, czyli Wyspie Niedźwiedziej. To najbardziej na południe wysunięta część archipelagu Svalbard. Statek stoi na kotwicy, a załoga w podgrupach zwiedza okolicę. Furorę robi chatka, w której można schronić się przed niekorzystną pogodą, a może nawet niedźwiedziem polarnym. Te niestety (wraz z morsami) zostały wybite w przeszłości, choć podobno w 2009 na wyspie zaobserwowano niedźwiedzia. Przyroda jest dzika, surowa, piękna, na pierwszy rzut oka nieskażona. Niestety, jak chyba wszędzie, i tutaj znaleźliśmy, obok drewna dryftowego, fragmenty plastiku, potłuczone szkło oraz… łuski po nabojach.
Po kolejnej długiej żeglarskiej przeprawie na styku Mórz Norweskiego i Barentsa wreszcie osiągnęliśmy Hornsund:
20 lipca 2025 r., o godzinie 01:10 rzuciliśmy kotwicę w Hornsundzie na Spitsbergenie. Żaglowiec szkolny „Generał Zaruski” wraca tu po 50 latach! Dziś w planie podziwianie lodowców z pokładu jachtu, sprzątanie i robienie bigosu, a na jutro zaplanowaliśmy wizytę w Polish Polar Station Hornsund. Jest niesamowicie pięknie. Jesteśmy wzruszeni.
Spotkanie w stacji polarnej na Hornsundzie tak relacjonował Piotr Królak:
Cudowna ekipa pracowników technicznych i naukowych, pod kierownictwem Krzesimira Tomaszewskiego, pokazała nam stację badawczą, opowiedziała o swojej pracy, poczęstowała pysznym ciastem i kawą. Nie zabrakło historii z niedźwiedziami polarnymi w roli głównej.
Tymczasem zmierzamy dalej na północ.
A najdalej podczas naszego rejsu był port Ny-Alesund – kolejna destynacja „niespodzianka” w programie. To najdalej na świecie wysunięta na północ zamieszkała osada ludzka. Stacjonują tu przede wszystkim naukowcy, ale są też psy zaprzęgowe, poczta i muzeum, mały port ze stacją paliw, mnóstwo rowerów typu fatbike i uśmiechnięci ludzie, którzy chętnie z nami rozmawiają i interesują się naszym żaglowcem. Koniec świata…
Wreszcie osiągnęliśmy cel końcowy naszej podróży – Longyearbyean, gdzie czekała nas bardzo niecodzienna i miła niespodzianka: cumy osobiście odebrała Prezydent Miasta Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Gdańska delegacja wzięła udział w porannym apelu, śniadaniu i rozmowach z załogą. Wieczorem odbyło się uroczyste spotkanie zamykające rejs, wręczenie medali Marszałka Województwa Pomorskiego, a pani Prezydent Gdańska zaprosiła załogę na burgery. Wyjątkowości temu wydarzeniu dodało bardzo barwne i nieocenione towarzystwo polarnika Wojtka Moskala, który zdobywał biegun północny z Markiem Kamiński i arcyciekawie potrafi o tym opowiadać.
A skoro już przy naukowcach jesteśmy, to warto wspomnieć, że w programie „Gdańskiej Szkoły pod Żaglami” też znalazło się wiele tematów pozażeglarskich. Edukacja dotyczyła m.in. zmian klimatycznych, profilaktyki uzależnień cyfrowych, prowadzono obserwacje w ramach projektu naukowo-badawczego Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, a dr Rożek opowiadał o naprawdę wielu różnych, intrygujących i inspirujących do poszerzania swojej wiedzy tematach.
Pewnie jeszcze długo będziemy wspominać tę wyprawę. Pewnie wrócimy z foto- i wideo-relacjami, gdy statek wróci szczęśliwie do Gdańska. Była to bowiem epicka podróż (jak to się teraz modnie określa), a na pewno przedsięwzięcie godne upamiętnienia na kartach historii 🙂




















