Zakończył się ostatni rejs sezonu, który u nas nosi dumną nazwę "Tylko dla Orłów". Tym razem udało się uniknąć sztormów, jakie w poprzednich latach nie pozwoliły nam nawet wyjść poza zatokę. Tym razem Neptun był dla nas bardziej łaskawy, ale i tak jesienna aura pokazała swoje oblicze :) Wśród załogi było sporo stałych bywalców i kilku powracających do nas amatorów jesiennego żeglarstwa morskiego. Cieszy nas, że ten rejs, jego formuła i termin, mają stałą rzeszę fanów :)
Jak relacjonuje kpt. Adam Walczukiewicz:
Pierwszego dnia poszliśmy do Helu bo wiało mocno na Bałtyku. Zostaliśmy na noc i rano pożeglowaliśmy do Liepaji. Tam dotarliśmy po 28 h. Po krótkim zwiedzanku, wyszliśmy na noc na północ w kierunku Ventspils, gdzie dotarliśmy na 10:00 rano. Tu już cały dzień oddawaliśmy się urokom zwiedzania lokalnych atrakcji. Wieczorem załamała się pogoda i wyjście trzeba było przełożyć na 6:00 rano. Rano pożeglowaliśmy w kierunku Gotlandii, a konkretnie w Farosund. W połowie drogi wiatr stężał do ponad 30 węzłów, dokładnie według prognozy, na co byliśmy gotowi. Załodze podobała się jazda na dużej fali. Wieczorem, pod osłoną wyspy Faro, zrzuciliśmy żagle i weszliśmy w przesmyk Farosund. Po 22:00 zacumowaliśmy w porciku Farosund. O 6:00 rano wyszliśmy by o 7:00 pokonać wąskie, północne przejście z cieśniny Farosund na otwarte morze. I dalej do Visby. Tam wylądowaliśmy ok. 13:00. Visby to urokliwe miejsce i nie mogło obejść się bez zwiedzania. Nazajutrz o 6:00 rano wyszliśmy już w kierunku Helu. Piękna pogoda i słaby wiatr z rufy zachęciły nas do postawienia żagla fokbalon. Pierwszy raz w tym roku. Ale też tylko na chwilę, bo wkrótce wiatr siadł zupełnie. Do Helu dotarliśmy na następny wieczór. Załoga pośpiewała szanty (jak w każdym porcie), powspominaliśmy rejsowe sytuacje i rano wykonaliśmy ostatni mały skok z Helu do Gdańska.
Zrobiliśmy w sumie 580 Nm, w 107 h żeglugi, w pełnym spektrum warunków pogodowych. Od ciszy i pięknej pogody, po bardzo silne wiatry, deszcze i chłody. No cóż, taki urok jesiennego Bałtyku 🙂