Oldtimery i wymarzona pogoda 4 września 2022

Po raz kolejny kilkadziesiąt osób żądnych morskich przygód wzięło udział w jednodniowym rejsie po Zatoce Gdańskiej w ramach imprezy Poznaj gdańskie Oldtimery. W tym roku jednak, w przeciwieństwie do chociażby poprzedniej edycji tego wydarzenia, czy podobnej imprezy z roku 2019, dopisała pogoda, a co za tym idzie, można było dłużej i w przyjemniejszych okolicznościach przeżywać pierwsze, żeglarskie doświadczenia. Zapraszamy do lektury barwnej relacji Michała Farana.

20220903_121321

Podobnie jak w poprzednich latach, sobotnie wydarzenie rozpoczęło się od skorzystania z gościnności Narodowego Muzeum Morskiego. Zwiedzanie pokładu Sołdka, pierwszego pełnomorskiego statku zbudowanego w Polsce po II Wojnie Światowej, to prawdziwa podróż w przeszłość. To nie tylko masa informacji i ciekawostek technicznych, ale także wyprawa w realia komunistycznej Polski.

Po godzinnym zwiedzaniu wystaw Narodowego Muzeum Morskiego w grupach, w końcu przyszedł czas, żeby zaokrętować się na pokładach tytułowych oldtimerów: STS “Generał Zaruski”, S/Y “Bryza H”, S/Y “Bonawentura” oraz S/Y “Antica”. Kolejną atrakcją dla uczestników rejsu było ponad półgodzinne przeprawienie się przez kanał portowy, w którym praca wrze od świtu do zmierzchu przez cały tydzień.

Po wypłynięciu na wody Zatoki Gdańskiej można już było poczuć namiastkę pokładowego życia. W stawianiu żagli wzięli udział praktycznie wszyscy uczestnicy rejsu. Każdy miał swoje zadanie do wykonania:

To taki przedsmak morskiej żeglugi. To nie jest tylko wycieczka po porcie, ale załoga obsługuje statek. Stawiają żagle, robią zwroty, zrzucają żagle, czyli to wszystko, co w takim pełnomorskim rejsie, tylko w wersji demo, skróconej. Żeglarstwo, oprócz kwestii technicznych, uczy młodzież jeszcze innych rzeczy. Ten akurat konkretny statek na w nazwie przydomek “STS”, czyli “Sail Training Ship” i na pewno nie jest to na wyrost. Jego takielunek jest bardziej XIX-wieczny niż współczesny właśnie po to, żeby młodzi ludzie uczyli się współpracy. W dodatku kubryk jest wspólny, nie ma osobnych kabin, jest jedna wspólna przestrzeń, gdzie wszyscy razem śpią, jedzą, bawią się, sprzątają. Trzeba umieć żyć wspólnie, szanować prywatność każdej osoby. Te kwestie socjalne są bardzo ważne – mówi Adam Walczukiewicz, pierwszy oficer STS “Generał Zaruski”, przy czym wtórowali mu kapitan oraz bosman, jednocześnie zachęcając młodzież do wzięcia udziału w dłuższych, pełnomorskich rejsach.

Przykładem nastolatka, którego wciągnęła żeglarska pasja jest Oskar. Dla 17-latka rejs ten wcale nie był pierwszym tego typu doświadczeniem, a jego przygoda z żaglami zaczęła się nieco ponad rok wcześniej. I wbrew pozorom wcale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

Dla mnie wszystko zaczęło się właśnie tu, na tym statku. W zeszłe wakacje razem z wychowawcą braliśmy udział w trzydniowym rejsie klasowym. Pierwszego dnia, kiedy wieczorem leżałem w koi i tak strasznie bujało, to pomyślałem sobie, że już więcej tu nie wsiądę… Moje założenie się jednak nie sprawdziło, zostałem. Kolejny rejs klasowy trwał już tydzień, potem zapisałem się do “Akademii Zaruskiego”. Każdego ciągnie na morze z innego powodu. Zwiedza się świat, a ludzie są bardzo otwarci. Fajne jest też to, że każdy ze sobą rozmawia. Nie ma takich sytuacji, że ktoś „siedzi w telefonie”, bo najczęściej nie ma zasięgu…

Z kolei dla Borysa rejs Zaruskim był żeglarskim debiutem. I wnioskując po tym, z jakim entuzjazmem ten niespełna 15-latek brał udział w pokładowych aktywnościach, z pewnością będzie chciał kiedyś wrócić pod żagle:

Bardzo mi się podoba, to na pewno coś nowego. Pomagałem w ściąganiu lin, stawianiu żagli, przewieszałem haki, wszystko po kilka razy. Jeśli byłaby możliwość wypłynięcia w dłuższy rejs, na pewno chciałbym zobaczyć na własnej skórze, jak to wygląda. Póki co dziś wszystko wydaje mi się bardzo fajne.  Sam żaglowiec jest bardzo ładny, cały z drewna, co z pewnością jest jego dużym atutem – stwierdził Borys stojąc za sterem Generała Zaruskiego.

W rejsie wzięły udział osoby w różnym wieku i z pełnym spektrum żeglarskich doświadczeń: od zupełnych laików aż po takich, dla których stwierdzenie, że ten akurat żaglowiec jest przykładem drewnianego kecza gaflowego nie stanowi tajemnicy ani czarnej magii. Jeszcze inna była motywacja do udziału w rejsie ze strony pana Krzysztofa, który miejsca na pokładzie dla siebie i swoich przyjaciół wylicytował przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Lubię żeglarstwo, uwielbiam wodę, a tradycją naszej firmy, która działa od niemal dziesięciu lat, było wspieranie WOŚP w Londynie. Ja, jak widać, po przeprowadzce do Polski działam też tutaj. Załoga (tu Pan Krzysztof pokazał kolegów – przypis) została dobrze dobrana, ze świadomością w czym wezmą udział. Byłem przekonany, że będą zadowoleni i sądzę, że są (śmiech). Chętnie braliśmy udział we wszystkich aktywnościach, o to nam zresztą chodziło, żeby tutaj trochę popracować, a nie tylko się przepłynąć. Największa frajda to wziąć w tym wszystkim czynny udział, porozwijać, potem zwinąć żagle, rozeznać się w tym całym osprzęcie. Mamy tylko lekki niedosyt, bo spodziewaliśmy się, że będziemy myli pokład, ale to może następnym razem (śmiech) – podsumował rejs pan Krzysztof.

W drodze powrotnej na ląd można było posłuchać jeszcze morskich opowieści kapitana Jerzego Jaszczuka oraz dowiedzieć się nieco o historii zarówno samego żaglowca jak i jego patrona, Generała Mariusza Zaruskiego. Po ponad 7 godzinach żaglowania uczestnicy rejsu zeszli na stały ląd. Wcześniej, gdzieś tam w kubryku, można było jednak usłyszeć, jak młodzież planuje kolejne, pełnomorskie tym razem, rejsy, bądź przygotowuje się do egzaminów na patent żeglarski… Rzeczywiście, żeglowanie być może nie jest dla każdego. Ale ci, którzy zapałali miłością do morza, przepadli na dobre!

  • Email Formularz kontaktowy
  • Lokalizacja Armator jednostki
  • Kotwica Statek / załoga